niedziela, 30 października 2011

Wrzesniowe i pazdziernikowe

Jeszcze niedawno widzialam w sklepie dojrzale nashi, ktore pojawily sie we wrzesniu. Owoce nashi wygladaja jak niewielkie jablka, sa mniejsze, lekko pomaranczowe i idealnie okragle. Skorka jest nakrapiana. Polki sklepowe informuja ze to produkt lokalny.


Zglebilam nieco temat z wikipedia ktora podaje ze nashi  to rodzaj gruszki pochadzacej z Azji. teraz widocznie uprawianej takze w Maroku. Czasem ja, jak tez i ludzie stad nie wiedza czy owoc jest lokalny, lokalnie wychodowany i pochodzacy z Maroka czy nie. Globalizacja to byc moze.
Owoc w kontakcie z naszymi zebami przypomina gruszke, smakuje bardziej w kierunku jablka.


Dojrzale nashi ma zachwycajacy posmak slodkiego bialego wina.
Nashi znane jest pod kilkoma nazwami. Jablkowa gruszka (apple pear) jest chyba najciekawsza i najtrafniejsza z nich.
Wrzesniowe i pazdziernikowe jablka, granaty i awokado. Pojawiaja sie na ulicznych stoiskach, ustawione w geometryczne stozki w supermarketach, zapelniajace waskie uliczki mediny. Pojawiaja sie i znikaja. I tak na dobra sprawe mozna powiedziec ze przez caly rok na jakis owoc sie natkniemy.Mrozonki. Nie tego sie tu nie praktykuje, tego sie nie kupuje. Byloby to stanowczo za drogie rozwiazanie dla przecietnego mieszkanca Maroka.
Tegoroczny wysyp daktyli sie zaczal. Suszone figi juz tez sa!

środa, 12 października 2011

Z widokiem na cmentarz

Bardziej poetycko mozna by powiedziec ze z widokiem na doline i rzeke odzielajaca miasto Rabat od miasta Sale, z widokiem na autostrade*, z widokiem na niepewne dzielnice, z widokiem na przepastne polacie wyschlych na wior pol i lak i trawy.


Niestety, jest to kawiarnia z widokiem przede wszystkim na cmentarz, a widok to dobry i nie byle jaki. Kawiarnia nowa, niedawno otwarta. Kawiarnia nie z dobra kawa. Nie. Kawiarnia z widokiem. Albo dobra kawa albo dobre miejsce i byle co serwowane, takie zasady panuja w Rabacie. Tu mamy przyklad klasyczny z przywiazaniem kawy do miejsca.
Siadamy w ogrodku. Obok kilku panow a'la buissnes'manow. Prosze bardzo, i posypaly sie niezdarnie klecione zdania, o zgrozo i pomsto z jakimi bledami do hiszpansku. Pan recytujacy byl z siebie niezmiernie zadowolony. Byla to relacja z rozmowy kwalifikacyjnej? Testu poziomu w szkole jezykowej? Szkolenia? Nie wiem. Na stoliku lezal takze folderek niebieski British Council, a wiec uczymy sie, uczymy. Angielski zrobil sie teraz jakos w Maroku bardzo potrzebny i calkiem niezbedny. Wypada mowic, wypada chociaz rozumiec.

A wiec siedzimy i patrzymy. Przed nami pochylosc terenu i kilku metrowa skarpa? i jeszcze troche w dol i mamy posciskane do siebie bloki osiedla Fadisa, ktore to uwazane sa za dobre miejsce, nie tanie nie drogie. W klasyfikacji ogolnoprzyjetej, tej tkwiacej w umyslach mieszkancow Rabatu jest gdzies zaraz za dzielnica Hay Nahda, i duzo bardziej za dzielnica Agdal. Tak w skrocie. I dalej cmentarz. Bialy z nagrobkami, czyli nie do konca taki jak powinien byc naprawde. Powinno nie byc wcale nagrobkow, powinno byc skromnie, ale nie jest. Ludzie nie zawsze i nie we wszystkim surowo przestrzegaja wskazowek religii. Teoria i praktyka codzienna.

Dalej mamy autostrade ktora da sie slyszec pijac kawe, dzwieki te przytlumione dobiegaja z oddali. Autostrada biegnie daleko, daleko, az znika w kierunku Fes'u. Trzy-cztery godziny drogi i jestesmy w bylym miescie rodzacej sie nauki, w Fes'ie. Teraz juz tylko bylym, bo teraz gdzie indziej trza sie kierowac po nauke, bynajmniej nie do Fes'u. Teraz do Fes'u kieruja sie przede wszystkim turysci, kierowani tam uparcie przez wszelkiego typu przewodniki.


___________________________________________________________________
* Maroko ma wiecej dobrej jakosci autostrad niz Polska w tzw. Europie

środa, 5 października 2011

Widelec w trawie

Widelec w trawie. Spadl wbijajac sie z zadzwiajaca precyzja w miekki trawnik pod stopami gosci. Goscie poczuli sie nieco zaklopotani, szmerajac szybko podniesli widelec. Przesadzili z jedzeniem. Trzy pelne talerze trzymane w rece kazdej z pan byly wypelnione po brzegi i az nadto. Jadly przy balustradzie basenu, jakby to znajdujacy sie tam polmrok mogl je skryc.

Podstarzaly general  w ciemnozielonym garniturze z odznaczeniami wojskowymi mial u swego ramienia mloda towarzyszke, moze jeszcze przed trzydziestka. Ten sam schemat co zawsze, niezaleznie od szerokosci geograficznej. General, lub moze wojskowy, mial niezlomny, trudny wyraz twarzy. Byla jeszcze inna rzecz na ktora zwracal swoja uwage – jego garnitur byl niestandardowo z krotkimi rekawkami, jak u T-shirta. Sprawialo to niepowtarzalnie dziwne wrazenie. Kobieta ukradkiem mi sie przygladala zastanawiajac sie zapewne ‘Z ktorej ambasady jestes?’, a ja bylam z zadnej.
Kobieta, dam glowe ze Europejka, mila, z nadwaga, na oko po czterdziestce, probowala skorzystac z przybasenowej toalety. Toaleta ja szokowala. Wezwala na pomoc swego towarzysza, mlodego czarnoskorego, mocnego, usmiechnetego chlopaka okolo trzydziestki. A wookol krazyl marokanski wscibski przyjazny fotograf dopytujac sie o co chodzi.

A zaczelo sie od wejscia. Zaczelo sie o 19:00 a ja bylam niecale 15 minut po. Policja stala przed ambasada w duzym i malym wozie. Tak dla standardu i tak dla ochrony. Brama byla otwarta. Marokanscy kierowce ambasady ustawili sie na lini, zapraszali i wskazywali droge. - Salam! Welcome!
Moja kolej. Uscisk dloni ambasadora. Operator nagrywa. – Good evening. Zona ambasadora – uscisk dloni – Thank you for coming. Fotografowie robia zdjecie, nie przerywaja. I tak przy kazdym kolejnym gosciu.
Ogrod byl wypelniony, goscie z szklankami w dloniach ustawili sie parami, kazda para ambasady rozmawiajace tylko ze soba. Wszyscy czekali. Zakaski. Soki, napoje gazowane. Nieco pozniej zaproszono do stolow, gdzie kelnerzy nakladali to co kto sobie zazyczyl. Stworzyla sie kolejka, rzeklabym dyplomatyczna, calkiem jak w barze mlecznym. Niektorzy goscie rozpoczynajac swoj przemarsz wzdluz dan, stolu i kelnerow, gotowych przy swojej potrawie i stanowisku, wypatrywali ciekawego dania, jednoczesnie juz to co na talerzu palaszujac jedna wolna reka. Druga reka unosila talerz.
Ktos za mna zaproponowal towarzyszowi – Let’s skip some. [w domysle dania]. Konsumpcja trwala. Standardowo dania miesne i ryby znikly pierwsze. Mieso kurczakow nie mialo powodzenia. Owoce rozchwytywano. Salatkami i surowkami  nikt sie nie przejmowal.
Potem zaczely tworzyc sie grupki. Wysoki biskup, ktorego purpurowe guziki czarnego stroju kojarza mi sie z Polska, stal otoczony korowodem nizszych gentelmenow. Rozmawial. Byl szczuply i wysoki.  Zapalil. Dosc szybko tez wyszedl.
Tak wygladala reception z okazji 51 rocznicy Dnia Niepodleglosci Nigerii obchodzona w Rabacie wczoraj. Nie bylo alkoholu ani wieprzowiny -niektorzy goscie to przedstawiciele muzulmanskich krajow, poza tym jestesmy w Maroku i jeszcze ambasador sam jest tez muzulmaninem.*
___________________________________
* okolo polowa mieszkancow kraju to muzulmanie, okolo 48% stanowia w Nigerii chrzescijanie