poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Z cyklu osobowosci Rabatu

Autobus w kwietniowym Rabacie. Powietrze nadal jest rzeskie. Dzięki Bogu juz i jeszcze jest wiosna. Wyczerpana siedzę w autobusie, który z ogrodów Sale podarza w stronę mediny Rabatu. Po drodze konstrukcja mostu pod tramwaj nadal w toku. I nagle pojawia się osobowosc. Autobusowa. Oczywiście autubusy Rabatu w osobowości obfitują, toteż nie jestem zaskoczona. Przywykłam. Czekam na pokaz. Gapie się, nie jak pozostali pasażerowie zerkający z pól-oka, udający ze niczego nie dostrzegaja, ze nic sie nie dzieje, ze nic się zaraz nie wydarzy. Nasz mezczyzna ma na oko 53, moze 55 lat.

Twarz ktora została potraktowana przez slonce w taki sposob w jaki zwykle to bywa. Skora jest sucha, brazowa, ze  żłobieniami. Nasz mezczyzna jest skupiony, niedaleko mu do pol-transu. Skoncentrowany. Rozpina stara, zuzyta torbe i wyjmuje intstrument. Zaskoczyl mnie. To nie instrument tradycyjny, to skrzypce! Stare, zuzyte, ledwo zywe. Na krawedziach starte az do golego drewna bez lakieru. Bardzo wysluzone. Wpoprzek wzmocnione, za przeproszeniem, giałą gumą do gaci, ktora to utrzymuje najwidoczniej instrument w jednej calosci. Skrzypce w swojej gornej partii, tam gdzie pokretła do dostrajania, znowu obwiazane i oplecione - tu bialym drutem kilka razy.
Przymruzone oczy, dostrajanie, usmiechy posylane sobie samemu i do siebie tylko skierowane, lub moze to czesc wykonania, trudno to stwierdzic. Wschuchiwanie sie w pojawiajace sie dzwieki. Jeszcze kilka pociagniec za struny i grajacy uznaje ze wystarczy. Wyjmuje smyczek zrobiony z kawalka metalowej anteny radia, obklejonej w kolorowe odcinki - pomaranczowe, zielone, czerwone - za pomoca tasmy izolacyjnej, uzywanej w Polsce przez chlopakow do oblejania kol w rowerach w kolorowe trojkaty. Z czego zrobiona byla czesc grajaca? Nie wiem. Kolorowa byla na pewno uchwytem. Był to smyczek w formie łuku.

Skrzypce zostaly ustawione w pozycji kontrabasowej, wsparte na kolanie grajacego i tak tez na nich zagrano, jak na kontrabasie.
Przymruzal oczy, czekal na wlasciwy moment. Ten nadszedł po kilku chwilach. I zagral, choc naprzeciwko siedział chudy uczeń szkoly srednej zanurzony w lekturze 'Jude the Obscure' w jego oryginalnej, angielskiej wersji. Muzyk na to nie zwazal, musial grac. Uczeń tez się dzwiekami nie przejal, z uporem maniaka czytal.

Zaczał spiewac, choc to nie oddaje tej czynności. Spiewal znana piosenkę, ukazując stan uzębienia, który byl powaznie zdewastowany iloscia codziennie, zdawaloby sie, spozywanego cukru, najpewniej w herbacie, przez te wszystkie lata jego zycia, ktorych historii nie poznamy. Pewne ze nie mial górnej prawej dwojki i trojki, reszta uzebienia tez nie byla lepsza, ale to bylo juz niewazne. Gral dobrze. Mi sie podobalo. Mlody kierowca autobusu krzyknal zuchwale 'iłła' - cos jakby dla przekory, dla żartu na poczatek, gdy czas poderwac nogi do tanca.  Okrzyk owy natomiast dodal odwagi pewnemu mlodziakowi na przedzie, ktory przy kolejnej zwrotce zabeczal jak owca.

Dalej juz grajacemu nie przeszkadzano. Minelo kilka minut i ukonczyl. Powstal, przeszedl sie po autobusie i pozbieral datki. Na kolejnym przystanku wysiadl. Za bilet, wiadomo, nie placil.



poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Zjawy nocy

z siatkami pełnymi zakupów, powrót do domu

przed głównym dworcem kolejowym - Rabat Ville - który przypomina mi olbrzymi tort-kremówkę

człowiek bez głowy i nadjeżdżający znikąd rowerzysta, Katedra w tle

nawet tej nocy kot był jakiś dziwny, jakiś niewyraźny

centrum "francuskiego" Rabatu i zjawa wielkiego minaretu w oddali

nocą ludzie przesuwają się po mieście jak zjawy 

nocą to co białe, białym pozostaje

razem, po tylu latach

a daleko poza centrum, kawiarnia Susana jeszcze otwarta, choć czas już na sen bardziej niż na kawę

powrót do domu