sobota, 3 grudnia 2011

Marokańska codzienność - zdjęcie


Gdy zwiedzajacych juz nie ma. Grudzien w Rabacie. Ulubione miejsce turystow - kawiarnia w Oudaya na ktora mozna sie nadziac przechodzac bezposrednio z malego ogrodu andaluzyjskiego. Kawiarnia z widokiem na rzeke i przeciwlegle miasto Sale.

niedziela, 27 listopada 2011

31 sierpnia

Jezeli dobrze pamietam to byl to pierwszy jakby wolny dzien, jakby niedziela. Tamtej srody juz nikt nie poscil, skonczyl sie ramadan i ludzie chcieli wyjsc na miasto. Mieli na to energie i checi. Dla niektorych dzieci byl to ostatni dzien wakacji. Leniwe popoludnie.

nadrzeczny deptak Rabatu, za 'wzgorzem' w oddali juz ocean

to tu mozna sie napic kawy w jednej z dwoch kawiarni, Venezia Ice zamknela swoja, trzecia kawiarnie.zastanawiam sie dlaczego? (pozostala oczywiscie pobliska Venezia Ice na dworcu kolejowym)

'wodni taksówkarze' poza tym że przewożą to też w wolnych chwilach łowią

maly pomost na 'lodzie osobowe' - stad mozna zlapac takie wodne taxi na drugi brzeg rzeki, a tam juz nie Rabat, a miasto Sale

mała i prowizoryczne czasowe wesole miasteczko

mała

poniedziałek, 21 listopada 2011

Wesoło spędzać czas.

filmik z serwisu hespress


Zblizaja sie wybory parlamentarne w Maroku. Kampanie wyborcze trwaja. Te uliczne tez. Na wesolym filmiku kampania jednego z najbogatszych w Maroku. Ludzie wykrzykuja jego imie i tancza tak jak to sie w Maroku tanczy i rytm tez prawdziwy, tylku tu sytuacja nieco inna..
Na witrynie informacyjnej duzo komentarzy jest pod tym filmem. Ludzie zartuja, zastanawiaja sie 'Ile ci bracie zaplacili ze tak tanczysz?'
Wszyscy wiedza o co chodzi a i tak w to graja. W Maroku bezrobocie wysokie, te poznane i te calkiem ukryte, duzo ludzi nudzi sie w swoim bezrobociu, wiec nietrudno jest znalezc chetnych do takich malych promocji..


piątek, 11 listopada 2011

Czas daktyli i wyjazdow..

Czas nowych tegorocznych daktyli. Jesien w pelni. Oaza Erfoud organizuje wydarzenie daktylowe. Wlasnie trwa a mnie juz tu nie ma. Wyjechalam w srode, wyjechalam po 2 latach. Na pewno jeszcze wroce, nie by mieszkac i pracowac, ale by zobaczyc wiecej ten fascynujacy, naprawde turystycznie bardzo atrakcyjny skrawek polnocnej Afryki.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Dzisiejszy rytual

Caly dzisiejszy dzien wypelnia mieszkancom Maroka rytualy swieta Aid al Adha czyli rytualne zabicie zwierzeta skladanego w ofierze Bogu, na pamiatke ofiary jaka Ibrahim (Abraham) zlozyl Bogu w postaci baranka a nie swojego syna. Brzmi znajomo? Tak, to ta sama historia ktora opisuje rowniez Biblia.
W Maroku rodziny kupuja glownie barany, rzadziej kozy a na samym koncu jest owca. Bogaci moga zdecydowac sie na ofiare z krowy/cielaka lub wielblada.
Ludzie ktorych nie stac na taki wydatek sa zwolnieni z tego religijnego obowiazku.
Marokanczycy lubia to swieta. Wszyscy wrecz go wyczekuja. To swieto rozciagnie sie na wiele dni, wiele dni konsumpcji miesa pod postacia najrozniejszych potraw..

zdjecie pochodzi z internetowego serwisu hespress
osoby na zdjeciu ubrane sa w tradycyjne odswietne stroje

Po porannej modlitwie nastepuje czas na ofiarowanie. Co roku w telewizji transmitowany jest na zywo akt ofirowania dwoch zwierzat, baranow, z dziedzinca meczetu, znajdujacego sie w obrebie terenu palacowego w Rabacie. Pierwsze zwierze zabijane jest przez Krola Maroka, drugiego ofiarowania dokonuje duchowny muzulmanski meczetu.

Przygotowania

Przygotowania do dzisiejszego swieta Aid al Adha zaczelo sie kilka dobrych dni wczesniej. Lokalne sklepy zaczely oferowac produkty okolobarankowe.. wszystko koncentrowalo sie wookol nadchodzacego miesa i jego pozniejszej powiedzmy obrobki, a nie chodzi tu o kilka kilo, a raczej o 'wieksze ilosci', a wiec i przygotowania musialy byc konkretne i do rzeczy.

zaczelo sie od stawiania namiotow na coroczny targ baranow i koz

toporki, haki, pompki, prowizoryczne podreczne i co wazne tanie grille byly wszedzie

do grillowania potrzebny wegiel, a jesli baran jest juz kupiony- potrzebuje cos do jedzenia, np. siana..

..lub ziarna

przyda sie tez dodatkowy tajine (tradycyjne gliniane naczynie do gotowania)

niedziela, 30 października 2011

Wrzesniowe i pazdziernikowe

Jeszcze niedawno widzialam w sklepie dojrzale nashi, ktore pojawily sie we wrzesniu. Owoce nashi wygladaja jak niewielkie jablka, sa mniejsze, lekko pomaranczowe i idealnie okragle. Skorka jest nakrapiana. Polki sklepowe informuja ze to produkt lokalny.


Zglebilam nieco temat z wikipedia ktora podaje ze nashi  to rodzaj gruszki pochadzacej z Azji. teraz widocznie uprawianej takze w Maroku. Czasem ja, jak tez i ludzie stad nie wiedza czy owoc jest lokalny, lokalnie wychodowany i pochodzacy z Maroka czy nie. Globalizacja to byc moze.
Owoc w kontakcie z naszymi zebami przypomina gruszke, smakuje bardziej w kierunku jablka.


Dojrzale nashi ma zachwycajacy posmak slodkiego bialego wina.
Nashi znane jest pod kilkoma nazwami. Jablkowa gruszka (apple pear) jest chyba najciekawsza i najtrafniejsza z nich.
Wrzesniowe i pazdziernikowe jablka, granaty i awokado. Pojawiaja sie na ulicznych stoiskach, ustawione w geometryczne stozki w supermarketach, zapelniajace waskie uliczki mediny. Pojawiaja sie i znikaja. I tak na dobra sprawe mozna powiedziec ze przez caly rok na jakis owoc sie natkniemy.Mrozonki. Nie tego sie tu nie praktykuje, tego sie nie kupuje. Byloby to stanowczo za drogie rozwiazanie dla przecietnego mieszkanca Maroka.
Tegoroczny wysyp daktyli sie zaczal. Suszone figi juz tez sa!

środa, 12 października 2011

Z widokiem na cmentarz

Bardziej poetycko mozna by powiedziec ze z widokiem na doline i rzeke odzielajaca miasto Rabat od miasta Sale, z widokiem na autostrade*, z widokiem na niepewne dzielnice, z widokiem na przepastne polacie wyschlych na wior pol i lak i trawy.


Niestety, jest to kawiarnia z widokiem przede wszystkim na cmentarz, a widok to dobry i nie byle jaki. Kawiarnia nowa, niedawno otwarta. Kawiarnia nie z dobra kawa. Nie. Kawiarnia z widokiem. Albo dobra kawa albo dobre miejsce i byle co serwowane, takie zasady panuja w Rabacie. Tu mamy przyklad klasyczny z przywiazaniem kawy do miejsca.
Siadamy w ogrodku. Obok kilku panow a'la buissnes'manow. Prosze bardzo, i posypaly sie niezdarnie klecione zdania, o zgrozo i pomsto z jakimi bledami do hiszpansku. Pan recytujacy byl z siebie niezmiernie zadowolony. Byla to relacja z rozmowy kwalifikacyjnej? Testu poziomu w szkole jezykowej? Szkolenia? Nie wiem. Na stoliku lezal takze folderek niebieski British Council, a wiec uczymy sie, uczymy. Angielski zrobil sie teraz jakos w Maroku bardzo potrzebny i calkiem niezbedny. Wypada mowic, wypada chociaz rozumiec.

A wiec siedzimy i patrzymy. Przed nami pochylosc terenu i kilku metrowa skarpa? i jeszcze troche w dol i mamy posciskane do siebie bloki osiedla Fadisa, ktore to uwazane sa za dobre miejsce, nie tanie nie drogie. W klasyfikacji ogolnoprzyjetej, tej tkwiacej w umyslach mieszkancow Rabatu jest gdzies zaraz za dzielnica Hay Nahda, i duzo bardziej za dzielnica Agdal. Tak w skrocie. I dalej cmentarz. Bialy z nagrobkami, czyli nie do konca taki jak powinien byc naprawde. Powinno nie byc wcale nagrobkow, powinno byc skromnie, ale nie jest. Ludzie nie zawsze i nie we wszystkim surowo przestrzegaja wskazowek religii. Teoria i praktyka codzienna.

Dalej mamy autostrade ktora da sie slyszec pijac kawe, dzwieki te przytlumione dobiegaja z oddali. Autostrada biegnie daleko, daleko, az znika w kierunku Fes'u. Trzy-cztery godziny drogi i jestesmy w bylym miescie rodzacej sie nauki, w Fes'ie. Teraz juz tylko bylym, bo teraz gdzie indziej trza sie kierowac po nauke, bynajmniej nie do Fes'u. Teraz do Fes'u kieruja sie przede wszystkim turysci, kierowani tam uparcie przez wszelkiego typu przewodniki.


___________________________________________________________________
* Maroko ma wiecej dobrej jakosci autostrad niz Polska w tzw. Europie

środa, 5 października 2011

Widelec w trawie

Widelec w trawie. Spadl wbijajac sie z zadzwiajaca precyzja w miekki trawnik pod stopami gosci. Goscie poczuli sie nieco zaklopotani, szmerajac szybko podniesli widelec. Przesadzili z jedzeniem. Trzy pelne talerze trzymane w rece kazdej z pan byly wypelnione po brzegi i az nadto. Jadly przy balustradzie basenu, jakby to znajdujacy sie tam polmrok mogl je skryc.

Podstarzaly general  w ciemnozielonym garniturze z odznaczeniami wojskowymi mial u swego ramienia mloda towarzyszke, moze jeszcze przed trzydziestka. Ten sam schemat co zawsze, niezaleznie od szerokosci geograficznej. General, lub moze wojskowy, mial niezlomny, trudny wyraz twarzy. Byla jeszcze inna rzecz na ktora zwracal swoja uwage – jego garnitur byl niestandardowo z krotkimi rekawkami, jak u T-shirta. Sprawialo to niepowtarzalnie dziwne wrazenie. Kobieta ukradkiem mi sie przygladala zastanawiajac sie zapewne ‘Z ktorej ambasady jestes?’, a ja bylam z zadnej.
Kobieta, dam glowe ze Europejka, mila, z nadwaga, na oko po czterdziestce, probowala skorzystac z przybasenowej toalety. Toaleta ja szokowala. Wezwala na pomoc swego towarzysza, mlodego czarnoskorego, mocnego, usmiechnetego chlopaka okolo trzydziestki. A wookol krazyl marokanski wscibski przyjazny fotograf dopytujac sie o co chodzi.

A zaczelo sie od wejscia. Zaczelo sie o 19:00 a ja bylam niecale 15 minut po. Policja stala przed ambasada w duzym i malym wozie. Tak dla standardu i tak dla ochrony. Brama byla otwarta. Marokanscy kierowce ambasady ustawili sie na lini, zapraszali i wskazywali droge. - Salam! Welcome!
Moja kolej. Uscisk dloni ambasadora. Operator nagrywa. – Good evening. Zona ambasadora – uscisk dloni – Thank you for coming. Fotografowie robia zdjecie, nie przerywaja. I tak przy kazdym kolejnym gosciu.
Ogrod byl wypelniony, goscie z szklankami w dloniach ustawili sie parami, kazda para ambasady rozmawiajace tylko ze soba. Wszyscy czekali. Zakaski. Soki, napoje gazowane. Nieco pozniej zaproszono do stolow, gdzie kelnerzy nakladali to co kto sobie zazyczyl. Stworzyla sie kolejka, rzeklabym dyplomatyczna, calkiem jak w barze mlecznym. Niektorzy goscie rozpoczynajac swoj przemarsz wzdluz dan, stolu i kelnerow, gotowych przy swojej potrawie i stanowisku, wypatrywali ciekawego dania, jednoczesnie juz to co na talerzu palaszujac jedna wolna reka. Druga reka unosila talerz.
Ktos za mna zaproponowal towarzyszowi – Let’s skip some. [w domysle dania]. Konsumpcja trwala. Standardowo dania miesne i ryby znikly pierwsze. Mieso kurczakow nie mialo powodzenia. Owoce rozchwytywano. Salatkami i surowkami  nikt sie nie przejmowal.
Potem zaczely tworzyc sie grupki. Wysoki biskup, ktorego purpurowe guziki czarnego stroju kojarza mi sie z Polska, stal otoczony korowodem nizszych gentelmenow. Rozmawial. Byl szczuply i wysoki.  Zapalil. Dosc szybko tez wyszedl.
Tak wygladala reception z okazji 51 rocznicy Dnia Niepodleglosci Nigerii obchodzona w Rabacie wczoraj. Nie bylo alkoholu ani wieprzowiny -niektorzy goscie to przedstawiciele muzulmanskich krajow, poza tym jestesmy w Maroku i jeszcze ambasador sam jest tez muzulmaninem.*
___________________________________
* okolo polowa mieszkancow kraju to muzulmanie, okolo 48% stanowia w Nigerii chrzescijanie

środa, 28 września 2011

Swieto dzieci

Ramadan trwal miesiac. Jego koniec przypadl w tym roku na ostatnie dni sierpnia. Byly to dni pelne ekscytacji, szczescia, 'poczucia waznosci' i 'wdzieku' tej czesci Marokanczykow ktora w owym swietym miesiacu wcale nie poscila, nie zmagala sie z trudem dnia bez jedzenia i wody.
Dzieci. Dzieci mialy swoje male ekscytujace swieto. Poczatkowo, kiedys, przypadalo ono na jeden konkretny dzien, ktory to uwaza sie za dzien objawienia Koranu, lecz z biegiem czasu i zapotrzebowania lokalnego rynku, malych klientow i ich rodzin, rozciagnelo sie na kilka ostatnich dni Ramadanu, kiedy to fotografii maja rece pelne roboty. Poczatkowo zdjecie bylo nagroda, uhonorowaniem pierwszego probnego postu, jednego pelnego dnia, gdy to dziecko probowalo doswiadczyc to czym jest ten Ramadan i jak to wyglada w praktyce po raz pierwszy w zyciu. Obecnie wyglada to tak ze wszystkie dzieci chca miec zrobione zdjecie, chca poczuc sie jak panna mloda w pelnym stroju i makijazu. Bo przeciez kazde dziecko chce zapozowac na koniku, podotykac, pobawic sie, przebrac sie, ulozyc wlosy u fryzjera.. przyjsc znowu za rok.. zrobic kolejne zdjecie..





A potem taka 4-latka, co nie wie jeszcze co gada, tonem pelnym powagi i w powaznej bardzo pozie gestykulujac obficie opowiada jak to jej MAZ nie chcial z nia usiasc na slubnym tradycyjnym tronie, jak to jej bylo wstyd, jak to na nia ludzie patrzyli, jak to owy maz mial na imie.. i tak dalej..
- A SIO!!! ... idz juz i mi tu wiecej nie wygaduj!! Patrz na nia!? - smieje sie 40-paro letnia kobieta w zabawny sposob odganiajac od siebie namolna opowiadaczke historii i sama powraca do wlasnie przerwanej pracy.. a specyficzny rozbawiony usmiech pozostaje nadal na jej ustach.

wtorek, 27 września 2011

Prognoza pogody

Wrzesien to fajny miesiac. Jest slonecznie i zielono od tych wszystkich palm, jak zawsze zreszta zielonych. Brakuje mi tylko kolorow polskiej jesieni. Tylko i az.Przyjemne cieple slonce nie utrudnia zycia. Mozna pracowac i wychodzic na zewnatrz o ktorej sie chce. Nie trzeba siedziec w domu do godzin popoludniowych, a czasem oznacza to do 17:00.

mur Oudaya, przyjemnej czesci Rabatu. zawsze duzo tu turystow.

Miesiace uplywaja, a ja sie w tych miesiacach gubie. Niektorzy lokalni twierdza ze Maroko ma 4 pory roku, ja ich nie potrafie nazwac porami. Sa to byc moze 4 sezony skokow temperatury, ale tak bardzo roznych jak w Polsce por roku tu nie ma.
Sa tez obserwatorzy zycia, ktorzy wspominaja pogode sprzed lat, powiedzmy 10-ciu. Wszystko idzie w kierunku 2 sezonow, pory deszczowej i tej slonecznej - analizuja. Jak na razie Maroko ma krotkie upalne lato i moze to i dobrze ze jest takie krotkie. Nastepnie nastepuje jakby lato, ktore nie jest juz takie krotkie, choc nie jest juz tez upalne i to jest jego wielki plus.

27 wrzesnia. 16:00. Koncze prace.

Rabat  gdzie jestem ma 25.0 °C
na polnocy bardziej Tanger 23.0 °C
bardzo goracy Fes 29.0 °C
Marrakech 30.0 °C
i hotelowy Agadir 25.0 °C

Miasta wewnetrzne, jak Marrakech i Fes, maja zawsze gorzej, zawsze jest gorecej. Pozostale ciesza sie nizsza temperatura dzieki obecnosci oceanu a w przypadku Tanger'u dodatkowo Morza Srodziemnego.

Wracajac do domu przypomniala mi sie Grecja i jedne spedzone tam wakacje, gdy podczas goracych dni pilam namietnie i nalogowo, podobnie zreszta jak wszyscy wokolo mnie, caffe frappe w wysokich szklankach. Duzo kawy, duzo napoju i to wszystko zimne.

Dzis w domu, zapewnie wspominajac moze i Grecje, a moze i nie, zrobilam sobie cos, co do tego dzisiejszego, bardzo cieplego, dnia pasowalo. Lokalna, wlasna wersja kawy mrozonej.

Mowiac calkiem ogolnie w Maroku takich kaw mrozonych sie nie pije. Kawa z mlekiem, espresso, ale nie takie dziwo. Bardzo prawdopodone ze gdy ja pilam swoja kawe sasiedzi moi pili sobie slodka mietowa herbate przygotowywana jak zawsze w nieodzownym i  wszechobecnym czajniku.

Skladniki
+ mleko pasteryzowane (z lodowki)
+ mleko waniliowe, takie dla dzieci (z lodowki)
+ jakas kawe instant
+ czekolade gorzka jesli ktos lubi kawe i cos ze slodyczy pochlaniac razem


Mieszamy calosc, recznie/w mikserze/shakerze, dodajemy wedlug uznania mleka; cukru juz nie trzeba bo mleko waniliowe jest same juz w sobie BARDZO SLODKIE, jak wiekszosc produkow, ktore w Polsce bylyby slodkie mniej. Wszelka produkcja jest tu nakierowana pod gusta tutejszych konsumentow - slodkolubnych.

Gotowe!

niedziela, 18 września 2011

Czas do szkoly!

 Zrodlo: serwis Hespress

Realcja z pierwszego dnia w szkole. W blasku fleshy. Inaczej byc nie moglo. 4,5 letnia mala dziewczynka to drugie dziecko obecnego krola Maroka. Jest w towarzystwie rodzicow i kilka lat starszego brata, nastepcy tronu.
Ma na imie Khadija (polska wymowa: Chadidża), choc wlasciwie to Lalla Khadija. Lalla znaczy ksiezniczka.
Pierwsze kadry to powtarzanie za nauczycielem wersetow Koranu. Pomaga to w pozniejszej nauce klasycznego jezyka arabskiego. Potem witamy sie z nauczycielami, na sposob marokanski, poprzez pocalunek. Jak nie trudno zauwazyc nauczycielami sa glownie wiekowi Francuzi. 

środa, 14 września 2011

Krakow

Krakow mnie oszolomil. Przylecialam do niego zaraz z Barcelony. Nie ma porownania, zreszta nigdy nie bylam przejeta Barcelona. Barcelona zbudowala swoja slawe na promocji turystycznej, na filmach i ksiazkach z tym magicznym slowem. Jej legenda przerasta rzeczywistosc.

Krakow jest taki polski. Spokojny i pelen turystow. Nasluchalam sie tu wiecej hiszpanskiego niz w Barcelonie. Tam zobaczyc Hiszpana w centrum to cud. A moze ten krakowski hiszpanski to byly tylko spotkania przypadkowe z Hiszpanami z mojego lotu Barcelona-Krakow wprowadzajace mnie w to zludne przeswiadczenie?

Konie. Ciezkie konie wszedzie. Plac. Olbrzymi, nie myslalam ze az tak.

Po raz pierwszy bylam w Krakowie.

Dla mnie Krakow to miasto jak Marrakech, cieple, z ta dziwna, uspokajajaca atmosfera przestrzeni placu. Wyjatkowe. Sklepy, kramy i rozne inne tez tu sa otwarte dluzej. Lodziarnia do 23ciej, bar mleczny do 21:30.. Nocna aktywnosc miasta. Ludzie nie chowaja sie po domach juz po 20stej jak to w Gdansku. I to tez bylo w stylu Marrakechu.

Sierpniowy Krakow.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Polska, migawki z wakacji.

Jak sie dlugo w swoim kraju nie bylo, to sie na ten kraj jakos inaczej patrzy. Takie tez spojrzenie mialam w sierpniu. Calkiem wpadajace w sentymentalne, wiedzac dobrze ze jestem tu tylko 3 tygodnie. Troche turystycznie, ale i tak wiadomo wiekszosc czasu to rodzina, przyjaciele i znajomi.
Ponizej wakacyjne ujecia.

Wypadaloby zaczac od tego ze 'Polska jest super'. Znalezione w Gdansku.

W Polsce o jedno teraz tylko chodzi. Moja trasa pociagiem Krakow-Gdansk-Poznan-Wroclaw to ciagle kladzenie torow i budowa. Tak mi sie przynajmniej wydawalo. Remont tu, budowa tam, byle tylko zdazyc. Z perspektywy Maroka wydawalo mi sie nawet przez moment ze te rozgrywki organizujemy z Czechami, byloby to i  sensowne, ale logo, obecne juz na napojach, soczkach, i kto wie gdzie jeszcze bedzie?, poucza, ze robimy biznes z Ukraina.


Gdansk przepelniony byl kurczakami nazywanymi kogutami. Byl oczywiscie futbolowy, a za nim w tle, czerwony Solidarnosci, nazwany nie kogutem a kurem. Juz w ogole nie wiem o co chodzi.

Krakow reklamowal sie z polotem w Sopocie. Nie wiem co na to Sopot.

Troche Afryki w Polsce. Dworzec kolejowy Poznania. Zastanawiam sie jak ten facet objechal w tamtych czasach Afryke. To jest nie do zrozumienia.


Poza tym odkrylam ze Gdansk to piekne, acz zimne miasto z bladym sloncem. Nigdy tak wczesniej o Gdansku nie myslalam. Perspektywa mi sie zmienila. No i jestem z powrotem w Rabacie. A dzis 30tego sierpnia skonczyl sie wlasnie miesieczny Ramadan. 

niedziela, 17 lipca 2011

Maroko po amerykansku

Maroko jest francuskojezyczne, tak jak Egipt mozna okreslic jest angielskojezyczna byla kolonia. Byla tu kiedys w Maroku Francja, a teraz jest jezyk francuski. Wszystkie dokumenty panstwowe sa dostepne w wersji francuskiej i arabskiej. Francuski to pierwszy jezyk obcy jakiego ucza sie tu wszyscy, jesli nie biorac pod uwage arabskiego, ktory de facto jest przeciez jezykiem obcym, bo na codzien uzywany jest dialekt marokanski.

Poszczegolne warstwy spoleczne znaja lepiej lub gorzej francuski, ale to juz inna historia. Obecnie Maroko jest pod ogromnym wplywem angielskiego. Tlumy ucza sie tego jezyka, jest on popularny, chce byc prestizowy tak jak francuski. Nie kazdy zna angielski  i wlasnie dlatego znajomosc angielskiego w Maroku to jest cos!

Dzis kilka fotek odslaniajacym amerykanski sen Maroka, angielskojezyczne, pojawiajace sie gdzieniegdzie nazwy. Tam gdzie bylo kiedys tylko Bonjour pojawia sie Hello. Maroko sie zmienia, bardzo szybko, z roku na rok.

Zacznijmy moze od lokali, od tych dobrych, az do tych calkiem podejrzanych.


Owy lokal umiejscowiony jest w centrum starego Fes'u, na co wskazuja drewniane belki podporowe. Nie jest to lokal byle jaki, tylko cyber z klimatyzacja - patrz splecione kable klimy ponad tablica z nazwa. Widocznie wlasciciel przybytku wierzy ze mury jednak tam nie runa.


Kolejny przybytek to lokal gastronomiczny Snoopy Burger. Centrum Rabatu.   
Podejrzewam ze to fast food :)



Tu lokal podejrzany. Ciemne szyby. Bar oznacza w Maroku jedno - alkohol - i jest znakiem ktorego poszukuja niektorzy. Centrum Rabatu.



Jedna z dobrych dzielnic Rabatu, dzielnic ludzi bogatych i wyksztalconych. Lokal Too Much jeszcze przed otwarciem. Z tego co sobie przypominam to kawiarnia lub restauracja. Too much kosztuje? Czy tez Too Much sie tu zje? Sama nie wiem..
W tej samej dzielnicy jest takze fast food zwany, Atlas Chicken, co by po polskiemu bylo Kurchak Tatry, badz Kurczak z Tatr. Podejrzewam ze pod ta nazwa kryje sie kurczak z rozna, z frytkami i surowka - danie fast food Nr 1 w Maroku.



Zdjecie z 2009 roku, w szale swiatowej popularnosci wiadomo kogo..  Bazar Rabatu.



Stara ulica. Rabat. Nazwa calkiem za to na czasie.

czwartek, 19 maja 2011

Gdy zbliza sie koniec, koniec wiosny

Gdy jacarandy* na nowo staja sie fioletowe, a bujna, krotko przystrzyzona trawa pokryta jest opadem filetowych kwiatow, gdy mozna zobaczyc czerwone drzewo..

fioletowe kwiaty

czerwone drzewo

Robi sie coraz cieplej, co moze przejsc nawet i niezauwazone.. gdy czasem brakuje tlenu w powietrzu.. gdy tak jak, w tym,  jak i poprzednim tygodniu temperatura faluje od dwudziestu paru do trzydzistu kilku stopni..

Gdy po 36 stopniowym dniu, powietrze w koncu  nie wytrzymuje i musi byc juz ta super krotka i obfita ulewa, ta przelotna burza..

Gdy na rynku pelno jest dziwnych nieznanych pomaranczowych owocow, gdy pojawiaja sie te ogorki, ktore ogorkami nie sa.. gdy mozna juz tylko niekiedy dostac truskawi, bo to wlasciwie juz po sezonie.. i gdy autobusy sa pelne podrostkow wracajacych z oceanicznej plazy..

dlugi nie-ogorek (armenian cucumber) i popularna forma jego podawania: starty w formie wodnej a'la zupy z dodatkiem oregano


.. to wlasnie wtedy wiadomo ze zbliza sie koniec, koniec wiosny..

A tegoroczny Mawazine** juz wkrotce..
_____________________________________
* pisalam o jacarandach tu: Jest niebiesko
** o zeszlorocznym festiwalu Mawazine mozna znalezc pod etykieta: festiwale i wydarzenia

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Z cyklu osobowosci Rabatu

Autobus w kwietniowym Rabacie. Powietrze nadal jest rzeskie. Dzięki Bogu juz i jeszcze jest wiosna. Wyczerpana siedzę w autobusie, który z ogrodów Sale podarza w stronę mediny Rabatu. Po drodze konstrukcja mostu pod tramwaj nadal w toku. I nagle pojawia się osobowosc. Autobusowa. Oczywiście autubusy Rabatu w osobowości obfitują, toteż nie jestem zaskoczona. Przywykłam. Czekam na pokaz. Gapie się, nie jak pozostali pasażerowie zerkający z pól-oka, udający ze niczego nie dostrzegaja, ze nic sie nie dzieje, ze nic się zaraz nie wydarzy. Nasz mezczyzna ma na oko 53, moze 55 lat.

Twarz ktora została potraktowana przez slonce w taki sposob w jaki zwykle to bywa. Skora jest sucha, brazowa, ze  żłobieniami. Nasz mezczyzna jest skupiony, niedaleko mu do pol-transu. Skoncentrowany. Rozpina stara, zuzyta torbe i wyjmuje intstrument. Zaskoczyl mnie. To nie instrument tradycyjny, to skrzypce! Stare, zuzyte, ledwo zywe. Na krawedziach starte az do golego drewna bez lakieru. Bardzo wysluzone. Wpoprzek wzmocnione, za przeproszeniem, giałą gumą do gaci, ktora to utrzymuje najwidoczniej instrument w jednej calosci. Skrzypce w swojej gornej partii, tam gdzie pokretła do dostrajania, znowu obwiazane i oplecione - tu bialym drutem kilka razy.
Przymruzone oczy, dostrajanie, usmiechy posylane sobie samemu i do siebie tylko skierowane, lub moze to czesc wykonania, trudno to stwierdzic. Wschuchiwanie sie w pojawiajace sie dzwieki. Jeszcze kilka pociagniec za struny i grajacy uznaje ze wystarczy. Wyjmuje smyczek zrobiony z kawalka metalowej anteny radia, obklejonej w kolorowe odcinki - pomaranczowe, zielone, czerwone - za pomoca tasmy izolacyjnej, uzywanej w Polsce przez chlopakow do oblejania kol w rowerach w kolorowe trojkaty. Z czego zrobiona byla czesc grajaca? Nie wiem. Kolorowa byla na pewno uchwytem. Był to smyczek w formie łuku.

Skrzypce zostaly ustawione w pozycji kontrabasowej, wsparte na kolanie grajacego i tak tez na nich zagrano, jak na kontrabasie.
Przymruzal oczy, czekal na wlasciwy moment. Ten nadszedł po kilku chwilach. I zagral, choc naprzeciwko siedział chudy uczeń szkoly srednej zanurzony w lekturze 'Jude the Obscure' w jego oryginalnej, angielskiej wersji. Muzyk na to nie zwazal, musial grac. Uczeń tez się dzwiekami nie przejal, z uporem maniaka czytal.

Zaczał spiewac, choc to nie oddaje tej czynności. Spiewal znana piosenkę, ukazując stan uzębienia, który byl powaznie zdewastowany iloscia codziennie, zdawaloby sie, spozywanego cukru, najpewniej w herbacie, przez te wszystkie lata jego zycia, ktorych historii nie poznamy. Pewne ze nie mial górnej prawej dwojki i trojki, reszta uzebienia tez nie byla lepsza, ale to bylo juz niewazne. Gral dobrze. Mi sie podobalo. Mlody kierowca autobusu krzyknal zuchwale 'iłła' - cos jakby dla przekory, dla żartu na poczatek, gdy czas poderwac nogi do tanca.  Okrzyk owy natomiast dodal odwagi pewnemu mlodziakowi na przedzie, ktory przy kolejnej zwrotce zabeczal jak owca.

Dalej juz grajacemu nie przeszkadzano. Minelo kilka minut i ukonczyl. Powstal, przeszedl sie po autobusie i pozbieral datki. Na kolejnym przystanku wysiadl. Za bilet, wiadomo, nie placil.



poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Zjawy nocy

z siatkami pełnymi zakupów, powrót do domu

przed głównym dworcem kolejowym - Rabat Ville - który przypomina mi olbrzymi tort-kremówkę

człowiek bez głowy i nadjeżdżający znikąd rowerzysta, Katedra w tle

nawet tej nocy kot był jakiś dziwny, jakiś niewyraźny

centrum "francuskiego" Rabatu i zjawa wielkiego minaretu w oddali

nocą ludzie przesuwają się po mieście jak zjawy 

nocą to co białe, białym pozostaje

razem, po tylu latach

a daleko poza centrum, kawiarnia Susana jeszcze otwarta, choć czas już na sen bardziej niż na kawę

powrót do domu