wtorek, 28 września 2010

Czy to już jesień?

Jesień się zbliża. Bociany które były tu jeszcze w lipcu znikły w miesiącu sierpniu. Jakiś tydzień temu wróciły. Nie wiem skąd. Może z Polski, może tylko z pobliskiej Hiszpanii? Teraz, po dwa w każdym gnieździe widoczne są w każdym miejscu.

Słońce nieco później wstaje i szybciej zachodzi. Wieczory mają czasem chłodnawy posmak i wiatr staje się nocą jakiś zimny.

Pojawiają się pierwsze granaty, choć to jeszcze nie ich sezon, jeszcze nie są bardzo słodkie. Już niedługo. Czekamy.

Pomarańcze, te na słodki napój, kończą definitywnie swój żywot, właściwie ich sezon kończył się całe lato. Nadal można jeszcze je spotkać, jednak to już nie ten smak znajdowany w szklance wyciskanego soku.

W pewnej górskiej dolinie, gdzieś tam na wysokości pomiędzy 1100 a 2000 m n.p.m. trwają właśnie zbiory jabłek, choć to jeszcze nie ich czas w pełni. Mijamy sady z małymi kilkuletnimi drzewkami, z grupkami zbierajacych je kobiet, z przycupniętymi przy drogach sprzedawcami owoców. Może ktoś się zatrzyma i kupi kilka? Jabłka są małe, twarde, mięsiste. Są soczyste, o intensywnym, w pełni owocowym smaku, całkiem jak te które znam z Polski. Kupujemy jabłka i nasza taksówka rusza dalej.


Czy to już jesień i rozpoczęte przygotowania do zimy?

Tak, to już jesień, bo odbył się festiwal w Imilchil’u, olbrzymi suk i moussem*. Ludzie z gór wiedzą kiedy zaczyna się czas przygotowań, kiedy nadchodzi jesień, a lato staje się tylko gorącym zamglonym wspomnieniem..


__________________________
* Moussem to rodzaj wydarzenia społecznego, festiwalu który swój rodowód wywodzi najczęściej od lokalnego  pobożnego męża, tzw. marabuta, którego grób znajduje się właśnie w miejscu gdzie odbywa się świętowanie

czwartek, 16 września 2010

Historia pewnego deszczu


Deszczu, takiego prawdziwego, już od dawna nie było. Lato już taki ma charakter w Maroku. Ten dzisiejszy deszcz również nie do końca był prawdziwy. Popadywał od niechcenia, nie czuło się jego kropli. Dzień bez słońca i bez zdecydowanego deszczu. A wieczorem - burza. I były nawet błyszkawice, przez parę minut, i nawet padało, nieco ponad pół godziny. I drzewa były mokre.. i dachy i anteny, ale bez obaw, nie zakłóciło to odbioru przekazu telewizyjnego..

Ludzie chowali się pod meczetem, byle nie zmoknąć. I stał nieopodal lokalny SZALONY, tak, z pewnością tak można go nazwać. Lecz ludzie znają jego imię. Chodź! - wołali go po imieniu - Schowaj się przed deszczem! A on ze spokojem i pewną filozoficzną reflekcją wpatrywał się w spadające krople deszczu, przyglądał się im. Dobrze wiedział że narazie deszcze są jeszcze na próbę.

Deszcze jeszcze nadejdą, zimą. To właśnie one utrzymują soczystą zieleń każdej wiosny Maroka.

środa, 15 września 2010

Wakacyjne powroty i odjazdy

Co roku w wakacje każdy z nas ma urlop, chyba że jeszcze się uczy, wtedy to ma wakacje w wakacje, hmm tak mniej więcej.. Także Marokańczycy mieszkający za granicą mają swoje urlopy, które prawie jednomyślnie, tak jakby się specjalnie umówili, spędzają w ojczyźnie. Powracają do swoich pustych i czekających na nich domów oraz do swoich wielopokoleniowych rodzin. Wracają na urlop, na trochę tylko i potem z powrotem do tego drugiego życia, do tej jakby drugiej rzeczywistości, do pracy po prostu. Do Europy.

Jako że Marokańczycy to prawie zawsze muzułmanie, więc obowiązuje ich ramadan – miesiąc postu, gdy od wschodu do zachodu dzień będzie upływał bez wody i pożywienia. Noc będzie czasem jedzenia.

W tym roku ramadan przypadł po raz kolejny na okres trudny, gdy gorące lato i jego długie dni, wymagały więcej wysiłku od poszczących. Zawsze łatwiej pościć nie samemu, lecz z innymi. Łatwiej też pościć gdy ma się urlop i gdy nie idzie się do pracy. Właśnie dlatego część Marokańczyków wybrała urlop w okresie ramadanu, właśnie w Maroku. 11 sierpnia do 10 września.

Preferowany sposób dotarcia do kraju przeznaczenia: samochód. A w nim? Upchnięta cała rodzina i wszystko co się da.. nie pomijając tego co po przybyciu można spieniężyć, i w ten sposób odnaleźć dodatkowe wolne miejsce w aucie, pozwalające zrealizować zakupy tańszej, bo tutejszej żywności, zabieranej w drodze powrotnej ze sobą.. do Francji, Holandii.. Beligii..*
___________________________________________
* podczas 40 minut z aparatem w ręku, nieco jak otumaniony paparazzi wyczekując na moście, nad pobliską mi autostradą, naliczyłam „obładowane” samochody na tablicach z Francji (5) oraz Belgii (1), Holandii (1) i Włoch (1).

piątek, 10 września 2010

Sprzedawcy bez wody


Sprzedawcy wody to słoneczniki w gąszczu medyny, ich kapelusze widać z daleka. Są miękkie, wełniane, czerwone. Można ich porównać do Pana Kapelusznika z Alicji z Krainy Czarów lub do grzybów muchomorków.
Cały dzień na nogach, cały dzień na nogach w potwornym słońcu, od Rabatu w dół mapy. Szczególnie widoczni w Marrakechu. Północ ich nie potrzebuje. Ramadan ich nie wynagrodzi. Kontrolerzy biletów nie zwrócą im uwagi. Czy ktoś ich jeszcze w Maroku chce? Mogą zniknąć, bo są już przecież uwiecznieni w małej rzeźbie na lotnisku Casablanca, na terenie terminalu 2, zanim podejdziemy do odprawy..
Sprzedawcy wody wyparowują jak woda w gorące, niemiłosiernie upalne marokańskie lato..

Prowadzą własną działalność gospodarczą, na tyle własną że nie znajdującą się w świadomości państwa, stąd też nie ma nigdzie ich nazwisk, nie ma ich jako przyszłych emerytów, nie ma ubezpieczenia. Są oni i ich własny codzienny trud.

Nie daję monet wyciągniętym rękom w medynie, kilku osobom ustawionym u podnóża kościelnych schodów co niedziela, choć to kobiety i dzieci. Moja moneta szuka sprzedawców wody w ramadanie. W ramadanie sprzedawcy wody nie mają klientów. W ramadanie sprzedawcy wody żebrzą, jeśli ubrać rzeczywistość w brutalne słowa. Są w porannych autobusach, na często uczęszczanych ulicach, tam gdzie mają szansę natknąć się na większą liczbę przechodniów. I ludzie sobie pomagają - sprzedawca wody wróci pod koniec dnia do domu z jakimś pieniądzem w garści.. może wystarczy.. i tak codziennie przez cały dugi miesiąc, miesiąc ramadanu, wychodzić będą w miasto sprzedawcy wody.. bez wody..

Torba i koziołek pod pachą. I woda która ma w sobie dodatek smakowy a zapłata jest dowolna, daj ile chcesz lub ile masz.

Koniec ramadanu. Sprzedawcy powracają do pracy, na ulicę. Czy odważysz się podejść i kupić od nich wódę?


sobota, 4 września 2010

Marokańska codzienność - zdjęcie

przysypianie na trawce to jedna z możliwości spędzania obecnych, rekordowo upalnych, dni lata podczas tegorocznego całodziennego poszczenia w Ramadanie. w zeszłym tygodniu temperatura doszła przez moment do 46*C co jest niespotykane dla stolicy, a jest normą dla południowego Maroka
w tle: Wieża Hassana (Tour Hassan) będąca minaretem nigdy nie ukończonego meczetu sprzed wieków