sobota, 27 marca 2010

Poszukując hakawatich w Marrakechu *

Lot Alicante-Marrakech. Na pokładzie mam ze sobą książkę Hakawati. Zagłębiam się w historię Hakawatiego z tureckiego miasta Urfa. Czytam o wielowiekowej tradycji bycia hakawatim – opowiadacza historii. Znużona przeglądam magazyn pokładowy na miesiąc luty. W pewnym momencie natrafiam na artykuł o hakawatich Marrakechu – „Moroccan Tales” ze zdjęciami Stefano Torrione. Lubię takie zbiegi okoliczności.

Tych hakawatich jest siedmiu. Tylu ich do dziś zostało w mieście.

Tym razem szukałam w Marrakechu hakawatich. Szukałam ich na placu, szukałam ich miejsca spotkań, jakim jest kawiarnia znajdująca się nieopodal. Nic. Byli jak fantazma. Po prostu ich nie było. Szukałam ich na początku lutego i byłam tu także pod koniec miesiąca. Nic, jakby snujący opowieści wyparowali z Marrakechu..

główny plac Marrakechu nocą - jak zwykle pełen turystów 

Maroko ma tysiące opowieści. Maroko ma nadal swoich hakawatich wędrujących pomiędzy małymi wioskami i miasteczkami. Maroko ma nie tylko takich hakawatich..

Na placu Jemaa el-Fna (pl. Dżemaa el-Fna), pulsującym sercu Marrakechu, a można nawet powiedzieć że centrum turystycznym Maroka, można znaleźć wszystko, ale sztuką jest znaleźć hakawatich..

Plac ten to miejsce na opowiadanie historii. Setki ludzi przetaczające się z jednego jego końca na drugi. Wieczór i wczesna noc to czas na magię. Sprzedawcy wody, zaklinacze węży, wróżki i co kto jeszcze potrafi wpatrzeć lub wymyślić. W tym jednym miejscu.

Setki turystów, tłumy turystów, a mimo to miejsce to nie traci swojego uroku. Jego czar przyciąga zarówno Francuzów, Niemców, jak i Marokańczyków.

Nocą plac wypełniony jest muzyką. Od grup gnawa (typ muzyki), po pojedynczych starczych muzykantów, staruszków i ich tradycyjne instrumenty, wciąż trwających ze swoją ledwo słyszalną piękną muzyką.


Zastanawiam się czy mają oni emeryturę.. i odpowiadam sobie że prawdopodobnie nie.. Warto na nich zwrócić uwagę na tym pełnym wszystkiego placu, na placu Jemaa el-Fna.

A o tradycji hakawatich mówi Prof. Marek Dziekan:


___________________________
* w j. polskim nazywany Marrakesz

piątek, 26 marca 2010

Hiszpania: Tortilla na lotnisku..

Mam takie małe przyzwyczajenie związane z lotniskami hiszpańskimi – nie ważne tu jest miasto – ważne że hiszpańskie.

Zaczęło się niewinnie, od opóźnienia wylotu. Był do Madryt. Wiedząc że będę musiała na jakiś czas pożegnać się z bocadillo con tortilla (kanapka z tortillą), postanowiłam dla zabicia czasu poświęcić się konsumpcji. I tak się uwarunkowałam. Odtąd, gdy jestem na lotnisku w Hiszpanii nie potrafię odmówić sobie tej kanapki. To takie moje powitanie z Hiszpanią. ( w wersji pożegnania także u mnie funkcjonuje!).

 fot. Wikipedia

Początki z tą kanapką nie były jednak proste. Jak na osobę z Polski jestem przyzwyczajona do pieczywa z masłem, a tu dość gruby omlet, wciśnięty w przekrojoną poprzecznie bagietkę. Trochę za sucho jak dla mnie i jedzenie jej wymagające dość szerokiego otwierania paszczy.. Szybko jednak zmieniłam zdanie stając się jej fanem.

Tortilla de patatas to mieszanina jaj z ziemniakami i cebulą. To jej najprostsza i najpopularniejsza wersja. Hiszpanie ją uwielbiają, często przyrządzając ją w domu. Tortilla jest najczęściej wielkości domowej patelni. Jaka wielkość patelnia taka tortilla. Tortilla jest dość gruba, mniej więcej kilka centymetrów – zgodnie z głębokością patelni w której była robiona. Odnośnie patelni – w pewnym momencie przyrządzania tortilli, gdy sprawia ona wrażenie gotowej z jednej strony, następuje szybkie i zdecydowane podrzucenie całości do góry, coś na kształt podrzucania ciasta wyrabianego na pizzę, by tym razem to wierzch omletu spoczął na dnie naczynia.

Dla mnie tortilla przypomina trochę ciasto, i także kroi się ją na porcje tak jak ciasto.
fot. Wikipedia

Ja znajdowałam tortillę jako pomysł na duże śniadanie, co moi, swego czasu, hiszpańscy współlokatorzy uważali za dość dziwne. Tortilla to raczej wieczorny posiłek w Hiszpanii, może też być to obiad.

W sklepach Santiago można było dostać także gotową tortillę, nie mrożoną, ale przechowywaną w sklepowej lodówce. Tortilla ze szpinakiem była moją ulubioną. Moi Hiszpanie patrzyli na nią trochę ze skrzywieniem, nie skrywając do niej odrazy – „ Eee.. nie jest dobra.. Może być skażona salmonellą... „

Nie należała ona co prawda do najsmaczniejszych, więcej w niej było wyczuwalnych ziemniaków niż jajek, lecz było to dobre rozwiązanie na tzw. szybki posiłek pomiędzy zajęciami.. gdy w czasie sjesty wpadałam na chwilę do mieszkania, by po niespełna godzinie znowu biec na uniwersytet. Często dosłownie biec!

Tortilla to także tortilla na telefon, jak u nas pizza. Teletortilla. Firma z ulicy naprzeciwko naszego mieszkania miała niezwykle bogatą ofertę. Mała lub duża tortilla.. z boczkiem... z zielonym groszkiem..

I na koniec: W Hiszpańskich restauracyjkach można dostać tortille de patatas zwaną też hiszpańską (tortilla espanola) oraz tortilla francesa (francuzka), która jest po prostu omletem z jajek, bez dodatku ziemniaków.

sobota, 13 marca 2010

Hiszpania: Alicante - Santa Cruz

Sama nie wiem jak dostałam się aż tak daleko w poszukiwaniu muzeum archeologicznego, którego nie znalazłam.. Była to wędrówka bez mapy. Zaczęłam się wspinać w górę, aż zorientowałam się że niedaleko znajduje się zamek. Castillo de Santa Barbara zbudowany przez Maurów, na miejscu jeszcze wcześniejszej twierdzy.

Droga pięła się wyżej. Zawahałam się czy da się nią przejść - prawie dotykając wąskiego przejścia nad głową przechodnia operował dźwig.. stawiano jakieś konstrukcje.. ok., idę.. chyba zauważą człowieka..

Przemknęłam w górę.. Napotkana po drodze dziewczyna upewniła mnie że ścieżka jest do przejścia.

I znalazłam się w całkiem innym świecie.. Małe domki, kolorowe kafelki, nazwy właścicieli kolejnych numerów. Wszystko takie malutkie, kolorowe, przytulne i bardzo spokojne – jak dla dzieci.

Zauważyłam coś na kształt trasy prowadzącej do bliżej mi nie znanej Ermita de Santa Cruz (Kaplica Świętego Krzyża). Postanowiłam kontynuować..

I nagle znalazłam się całkiem blisko zamku, dostatecznie blisko na zdjęcie, lecz niestety ani dojście do niego, ani też do zagadkowej kaplicy nie było możliwe. Trasa zamknięta ze względu na remonty..
Rozejrzałam się dookoła.. klimat jakby dobrze mi znany.. południowy.. a nawet i więcej.. i ten dach domu używany jako balkon.. poczułam Maroko, leżące zaledwie po drugiej stronie morza, do którego już niedługo miałam wyruszyć.

Opuszczałam starą dzielnicę Santa Cruz by wrócić do centrum..

czwartek, 11 marca 2010

Hiszpania: Południe

Południe Hiszpanii. Jestem tu po raz pierwszy. To legendarne południe przyciąga moje myśli już od dłuższego czasu, a właściwie sprzed pierwszej wizyty w tym kraju.

To południe, które było kiedyś Al-Andalus, a może jest nadal ? , ukryte w niektórych, niezmiennych fragmentach hiszpańskich i niehiszpańskich.

Gdy wychodziłam rano z domu (był początek lutego), minus 8 stopni. Po przylocie do Alicante zmiana na 20. Byłam oszołomiona tym ciepłem. Luty.

Mówiąc znowu po hiszpańsku czułam że lubię to robić. Czyniło to teren ten bardziej przystępnym. Zawsze mogłam zapytać o drogę, o informacje dot. praktycznie wszystkiego.. od pytania o połączenie z lotniskiem do : Jak kupić colę, skoro automat nie posiada wrzutki na monety? - Aaaa.. wchuć monety do tego obok - mają to samo, wspólne wejście na monety... I faktycznie zadziałało, a już myślałam że to ja mam problem.. :)

Alicante położone jest na Białym Wybrzeżu (Costa Blanca). Niedaleko znajduje się Elche, o czym informują mijane po drodze drogowskazy pokazujące kierunek na gaje palmowe ( El Palmeral ) wpisane na listę UNESCO. Miejscowość ta, dająca imię sławnej kamiennej damie – Damie z Elche – rzeźbie kobiety skupiającej w sobie styl zmiany czasów – iberyjski i grecki. Ten kamienny posag ma coś w sobie, coś przyciągającego uwagę. Takie przynajmniej zrobił na mnie wrażenie, gdy dwa lata wcześniej ogladałam go w Muzeum Archeologicznym w Madrycie. Muzeum warto odwiedzić, bo pomimo że nie jest oszałamiające, to dla tej tylko rzeźby, grzechem jest do niego nie zajrzeć.